Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

134
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

okrył tylko pozorem choroby, a choć się taił sam prawie przed sobą, jakaś nadzieja znalezienia utraconego dziecięcia podtrzymywała go trochę.
— Jadę do domu, dodał. Muszę się wybierać w podróż; a to dla takiego jak ja piecucha niemała rzecz... potém ruszać w świat, ludzi śmieszyć.
Tak się skończyła pierwsza rozmowa Hermana z bratową; a że zwyczaj był rozchodzenia się po obiedzie, i gość też pożegnawszy panie, odszedł do swego pokoju. Schodzono się dopiero na herbatę; ale że czasu do wieczoru nie miał czém zająć hrabia i nudził się wyszedłszy ze swych obyczajów, wziął wkrótce laskę i ruszył przez ogród do mieszkania Żółtowskiego, z którym chciał jeszcze pomówić o interesach brata.
Stary Żółtowski mieszkał w domku ogrodowym, który przed laty dla jakiegoś paradnego ogrodnika był postawiony, a dziś wcale nieparadnemu rządcy wystarczał. Miał w nim parę izdebek, kancellaryę naprzeciwko, a że nadzwyczaj mało potrzebował, w téj zieleni i ciszy ogrodowéj wcale mu było dobrze; nałóg zresztą przywiązał go do téj skromnéj chaty.
Powiedzieliśmy już kilka słów o starym rządcy, który dla pani swéj kochanéj musiał męki znosić z hrabią, panem absolutnym, posądzającym, niekryjącym się z tém, że w rozum jego nie wierzy, a nawet poczciwość podejrzewa. Dla niéj to Żółtowski i pracę, i mienie uciułane poczciwie, rzucił w tę otchłań nieładu po cichu, lekceważony, poniewierany, dźwigając ciężar nad siły, aby ulżyć choć trochę biednéj kobiecie.
Domek, w którym mieszkał, tak był ubożuchny jak on; a że go się pański ogród wstydził, schowany był