rzeźbiona, że gdyś na nią spojrzał, oczu od niéj oderwać nie mogłeś. Panowało jéj czoło wysokie, pogarbione, połamane sterczącemi z pod skóry kośćmi i guzami, narysowane twardo, jakby natura ostatniéj do niego nie przyłożyła ręki i rzuciła w świat zaledwie poczętą robotę. Po nad oczyma czarnemi, łuki brwi jak dwa sklepienia cień rzucały na te dwa duszy okienka; nos rzymski kantowaty, spuścisty, przypominał typy starych medalów cezarów; usta były małe, ale pełne charakteru. Po nad czaszką włos gęsty i obfity w nieładzie, w puklach ciemnych posrebrzanych rozrzucony, wyglądał jak las po burzy, z połamanemi gałęźmi i powyginanemi drzew ławami.
Ogół fizyognomii téj energiczny, znamionował wytrwałość i spokój, i dawał na raz pojęcie człowieka, którego świat i ludzie tyle nie obchodzili, by się chciał do nich stosować; który nosił w sobie dość zapewne życia i siły, by ich nie potrzebować od nikogo, nie troszczyć się i o to co wkoło szemrano.
Żółtowski ujrzawszy tę głowę, zrobił minę zafrasowaną, która się przybyłemu wytłómaczyła, gdy ujrzał obok siedzącego Hermana, ale go obca postać nie zmieszała wcale.
— Przyjmujesz czy nie, stary? spytał gość. No, gadaj! bo sobie pójdę. Zwykłą sobie odbywając przechadzkę, zaszedłem do waszeci, a jeśli nie masz czasu, idę daléj.
— Ja nie przeszkadzam, przerwał odwracając się Herman; nie mamy interesu. A że Żółtowski języka w gębie, zobaczywszy pana, zapomniał, temu, spodziewam się, dziwować się nie będziesz.
Żółtowski rękami machał i śmiał się.
Drzwi otworzyły się całkowicie, i wszedł barczysty,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
140
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.