Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

141
JASEŁKA.

słuszny mężczyzna, w siwéj, krojem sukmanki zrobionéj kapocie, z kijem w ręku. Był to człowiek uderzającéj piękności postawy, lat średnich, ale zdrów, silny i wielce poważny. Głowa, którąśmy wprzód widzieli, doskonale harmonizowała z resztą osoby, mimo ubioru bardzo prostego, wspaniałéj wyrazem siły i spokoju.
Żółtowski choć niebardzo chętnie, musiał go prezentować.
— Mój przyjaciel, nasz sąsiad: Otto Marzycki... Hrabia Herman.
— Otto Marzycki! zawołał hrabia.
— Hermanek! wyrwało się z ust przybyłemu.
Popatrzali na siebie, lekkim pozdrawiając się ukłonem
— Ale my się dobrze i dawno znamy! przerwał Herman, — jeżeli to za znajomość liczyć można, żeśmy do szkół chodzili razem, w trzech klassach wspólnie zbijali bąki, i choć w ciągłéj kłótni, w ciągłych byliśmy stosunkach. O! o! ależ to lat temu... chyba nie liczmy! Co się to z nami zrobiło? Inni dziś ludzie, tylko stary szyld, nazwisko zostało toż samo.
Otto szeroką dłoń wyciągnął ku hrabiemu.
— A to dla mnie ciekawe spotkanie! Imię brzmi po staremu, człek nowy. Zostałoż w was tam co starego kolegi?
— Złe wszystko, co do odrobiny, jak smoła przywrzało i nie puszcza; jeśli było co dobrego, nie wiem czy dziś już znajdziesz.
— Patrzcie! rzekł siadając Otto: ktoby był powiedział, że się zetkniemy znowu! Jam się o was dowiadywał nieraz: mówili mi, że żyjesz jak pustelnik, żeś się ogromnéj dorobił fortuny z grzybów poleskich.