Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

143
JASEŁKA.

Żółtowski przytomny rozmowie, rad, że mu już mówić nie było potrzeba, stał i patrzał uśmiechając się.
Dwaj dawni koledzy z ciekawością zbliżali się ku sobie.
— Czy życie ci dotrzymało, co obiecywało? zapytał otwarcie Otto — rad jesteś z niego i z siebie?
— Ja życie miałem zawsze za jakieś zagadkowe szyderstwo; nie myliłem się: cięży mi.
— W tém się różnimy: nie powiem, bym się do niego przywiązał, ale się z niém godzę zupełnie. Nie takie jest, jakiém je marzyły głowy młode, ale takie, jak wiek dojrzalszy zbudował.
— Sam jeden jesteś? spytał hrabia.
— Jeśli o rodzinę pytasz — sam; jeśli o przyjaciół — nie tak bardzo. Człowiek stworzony jest do ludzi; w odosobnieniu zupełném się psuje.
— Cóż robisz?
— Żyję, a życie urządziłem sobie wybornie. Chleb mam; spokój, o ile go świat dać może i rozum wyrobić... słabostkę wreszcie, którą żyję, bo na coś chorować potrzeba... Twój brat, hrabio, ma, jak wiesz, kosztowną febrę machin i inwencyj; ja także po ludzku choruję, tylko nie na tak drogą i uciążliwą słabość jak tamta. Według stawu grobla. Przypomnisz sobie zapewne, że w szkołach grywałem sobie na fleciku; pamiętasz może ów czarny, hebanowy, ze słoniową kością, który nieustannie miałem w kieszeni? Było w nim nasionko przyszłéj choroby. Późniéj zacząłem się uczyć na skrzypcach, na wiolonczelli, na fortepianie, potém muzyki w ogóle, potém stałem się nie wiedzieć jak — fanatico per la musica!
— A! a! zawołał szydersko hrabia: i jeździłeś za-