Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

161
JASEŁKA.

wić ogień chłopcu i usiadł zamyślony. Pustka domu silniéj się uczuć dawała po podróży, nawet po Zarubińcach, gdzie biedny mechanik miał przecię żonę i dziecię. Tu nie było nikogo: cisza, pustkowie, ludzie obcy, którzy wisieli przy nim dla chleba, bez przywiązania, przeklinając może jego dziwactwa po cichu.
Wicek blady przyniósł oberemek drew na kominek i stanął u drzwi. Korciało go paplać. Hrabia spojrzał nań: widocznie chciał gadać a nie śmiał, aż po chwili powoli rozwiązały mu się usta.
— A! a! proszę pana! co to tu się działo, jak pana nie było!
— Doprawdy?
— To ja tylko jeden, proszę pana, com dniem i nocką koło domu siedział, aż mnie strach brał samemu; reszta to latało aż.... Pan Lacyna ciągle siedział na folwarku, Radwanowicz u księdza i na miasteczku, drudzy także gdzie komu do głowy przyszło. A jednego dnia, proszę pana, to tu jeszcze Lacyna wziął se tę pannę z folwarku, i tak ją oprowadzał po wszystkich pokojach...
Hrabia odwrócił sję uśmiechając.
— Doprawdy? jakże to było?
— Weszli, proszę pana, wielkiemi drzwiami, żeby ich nikt nie widział, potém wszędzie sobie odmykał i chodzili, wszystko ruszali, śmieli się, siadali po kanapach... Ja to wszystko widziałem.
— Byli i w tym pokoju?
— A jakże! tu najdłużéj jeszcze, a że mnie Lacyna nie widział, to siadł w oknie rozparłszy się, i udawał jaśnie pana, jak to patrzy po gospodarstwie, jak chodzi, jak gada, jak kolana pociera. A ta panna z folwarku śmiała się aż się dusiła....