Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

163
JASEŁKA.

Lacyna pobladł, poczerwieniał, schylił się do talerza, i począł jeść bardzo żywo, nie podnosząc głowy.
— Są tego ślady, dodał hrabia; znalazłem w jednym pokoju kawałek wstążki, w drugim zgubiony nici kłębuszek, daléj nawet, co mnie zdziwiło, jakiś grzebuszek; widać sobie panienkę dobrał z waszecia.
Regentowicz o mało się nie zadławił.
Quid pro quo? przerwał Radwanowicz, nic się nie domyślając — gdzież zaś? Wicek jest inberbus, młokos, simplex servus, proste pacholę; a osoby, które kłębuszek, wstążki i grzebuszki tu posiadają, wyliczyć się dadzą. Pozory częstokroć zwodzą, nić Aryadny, od tego kłębuszka; daléj labirynt, minotaurus, czyli mina bycza; zkąd walki byków w Hiszpanii i rostbif angielski.
— A! professorze! już też bez miłosierdzia kłamiesz! zawołał hrabia.
— Nie, za pozwoleniem, rozumiem... ale o czémże mówiliśmy? Minotaurus, kłębuszek — i Wicek. Veni, vidi, vici, zkąd i Wicek, choć sam o tém nie wie; ale jeśli nie on winowajca, to ktoż?
— Właśnie i ja o to pytam? dodał hrabia.
Lacyna był przygnębiony, ostatnim wysiłkiem chciał jeszcze odwrócić rozmowę.
Prozsę pana, ta gniada klacz...
— Ta gniada klacz tu po pokojach chodzić nie mogła — odezwał się hrabia — chyba kasztanowata.... Może stara Seredowiczowa?
— A ta! przerwał Paweł: jako żywo! od wyjazdu pańskiego nie ruszyła się ze swojéj izby, piła kawę nawet w łóżku i kazała sobie posługiwać dziewczętom, które zwykle świniom i krowom służą.
— Więc któż? nalegał gospodarz.