— Nie wiadomo.
— Et! to tego, expresse — zerwał się nagle Lacyna czując, że do niego piją — to są bajki i potwarze!
— Ależ kłębuszek?
— No, to może mój; to i ja mam zwyczaj nosić.
— A wstążka? spytał hrabia.
— Exsprese moja, i pamiątka po matce; musiałem zgubić chodząc.
— A grzebuszek?
— Od wąsów, mój osobisty — dodał szybko regentowicz. Musiałem tu utrzymywać porządek, chodziłem raz wraz, tom się poogubiał.
— Jeżeli tak, to co innego, rzekł hrabia. Ale bo też nieprzyjemnieby mi było, gdyby się Wicek tego dopuścił. Nie lubię, żeby mi tu kto chodził podglądać.
Wszyscy zamilkli.
— Każdy szanuje wolę pańską — rzekł Radwanowicz chrząkając — wola... voluntas... stat pro ratione...: a znowu ratio non est oratio, zkąd Cycerona oracye; kwintessencya wymowy! Cicero, groszek, od brodawki na nosie tak przezwany — zaś Tullius nie od tulenia, jakby mógł myśleć pan Lacyna — ale — co ja tam gadam.
— No, to nie gadaj! rzekł wstając od stołu hrabia.
I odwróciwszy się nagle, poszedł wzdychając do swego pokoju.
Taki był powrot do pustego domu.
Znowu tedy powoli wszystko weszło w dawne karby, znów Herman usiadł w swém oknie, a Lacyna ochłonąwszy ze strachu, jakim go nabawiło wytropienie śladów jego zakazanéj przechadzki z panną Pe-