— Czémże ty będziesz? pytał go nieraz staruszek — bo ty możesz być czém zechcesz.
— A to Bóg wie... odpowiadał zawsze Otto. Chciałbym spokojnie żyć na wsi w małym dworku, pod zielonemi drzew gałęźmi, z tobą ojcze, ze wspomnieniami matki, z muzyką.
— To dobrze; ależ potrzeba coś robić, pracować.
Na to Otto odpowiadał ruszając ramionami:
— Ale cóż ja potrafię? Do niczego tak wielkiéj nie mam ochoty.
— Bóg da, że to z czasem przyjdzie... mówił pocieszając się ojciec. Człowiek tak zawsze, błądzi, szuka, aż trafi na coś do czego jest stworzony.
I urywali rozmowę, a Otto grał na skrzypcach do dnia białego, lub porwawszy książkę, zaczytywał się do drugiego wieczoru, nie mogąc jéj porzucić.
Nie był to jednak miękki sobie artysta, coby chorował na wyobraźnię, śnił i czekał aż go marzenia przyjdą opleść same białemi rękami. Pracował nad sobą i nad ulubioną swą muzyką. Niepokój duszy u niego popychał do zastanowienia i zajęcia, a zastanowienie krążyło w sferze idei niedostępnych zwykle jego wiekowi; pracą najulubieńszą było myślenie i sztuka, bez zastosowania do życia. Otto jednak powoli wyrobił sobie teoryę, do swojego postępowania i upodobań stosowną. Zdało mu się, że człowiekowi bardzo mało wystarczyć może, byle potrzebę duszy zaspokoił. Sprzeczali się o to zawsze z ojcem, który majątek uważał po staremu za wielką dźwignię do szczęścia, Otto za wielką do niego przeszkodę.
— Na co mi wiele? mówił mu: kątek cichy, spokój święty, trochę melodyi prostéj, dużo snów o drugim świecie, ot i życie. Życie nasze trwa tak krótko,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.
175
JASEŁKA.