człowiek był wcieloném poświęceniem. W dodatku nietylko nie przeceniał swéj ofiary, ale miał się za szczęśliwego, że znalazł kąt i opiekę, i czuł się jeszcze obowiązanym.
Pan Zacharyasz, mały i skulony, z głową trochę przekrzywioną na karku, przesuwał się jak cień ukradkiem po domu i gospodarstwie, nie mówił prawie lub mówił tylko po cichu, chodził na palcach i ukrywał się z sobą. Otto kochał go jak brata, on jak dziecię własne Ottona, ale się spotykali rzadko, a spotkawszy się tak daleko od siebie znajdowali pojęciami, że nigdy pogadać nawet dłużéj nie mogli. Żyli wcale w różnych od siebie sferach.
Takiego zastępcę długą lat pracą przysposobiwszy na swe miejsce stary, zasnął spokojny, zostawując Ottona na jego opiece. Mogiła tego poczciwego ojca niedaleko Robowa, wioseczki Marzyckich, usypana na cmentarzu, była jedném z miejsc, w których Otto najchętniéj długie godziny przepędzał. Chadzał tam codzień prawie, siadywał przy niéj, i jakby jeszcze z ojcem duszą rozmawiał, powracał uspokojony i weselszy. Po śmierci tego przyjaciela, Otto długo cierpiał bardzo, dom mu opustoszał, wszystko poszło nie w smak, nudził się, tęsknił, płakał. A że za życia ojca jeszcze bywał często w sąsiedniéj wiosce u Małowickich, którzy z Marzyckimi żyli w przyjaznych stosunkach, tam i późniéj chronił się i przesiadywał, gdy mu w domu było ciasno i duszno.
Małowiccy mieli część w blizkiéj osadzie znaczniejszą od Robowa, dobrze zagospodarowaną, a byli to ludzie wedle serca naszego Ottona. Sam stary, szlachcic prosty, wiejskiém wykarmiony powietrzem, poczciwy, otwarty, serdeczny, jeszcze pamięcią i obyczajem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.
180
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.