Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

192
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Janko Zbój osobliwsze wykładał teorye, które wszakże Maksowi przypadły do smaku swą oryginalnością. Utrzymywał on, że cywilizacya psuje ludzi, że stan napół dziki jest najszczęśliwszy, bo daje hart duszy; śmiał się z salonów i ich zwyczajów, i dodawał, że choć go los i urodzenie do nich przeznaczyło, dobrowolnie się ich wyrzekł. W Janku znać było chłopca niezepsutego jeszcze, ale dziwnie rozbujanego, niecierpliwego na wszelkie powagi i przymus moralny, potrzebującego się wyszumieć pianą młodości gorącéj, niepohamowanéj. Na pięknéj jego twarzy, której rysy uwagę każdego zwracały, płonęła jakby wzgarda ku bezsilnym rozpieszczeńcom, co go otaczali; hardy, mocen sobą, zdawał się wyzywać do boju choćby całe zastępy.
Nie było w nim wykształcenia wielkiego, ale jakby resztki starannego wychowania, które umysł zbuntowany po swojemu użył, rozniósł i rozrzucił. Poezyą młodości i siły złociły się jego usta, oko płonęło.
Obok Maksa, który miał się za żywego Apollina belwederskiego, z powodu, że dwie guwernantki rozkochał i od jednéj wdowy dostał pierścionek na pamiątkę, Janko Zbój wyglądał jak Herkules, ale Herkules młody jeszcze, z całym życia zasobem wziętym z kolebki, w któréj dusił węże.
Zasiadłszy nad ponczem, całą noc gwarzyli młodzi. Janko szydził, Maks mu potakiwał i rzucał na kraj przeklęctwa. Podpiwszy trochę, poprzyjaźnili się serdecznie; a gdy się jeszcze okazało, że Janko był trochę fortepianistą, ułożyli na prędce projekt jechania razem. Zbój był gotowym akompaniatorem dla Maksa, który go wspaniałomyślnie do trzeciéj części z koncertów przypuścił. Janko warował sobie tylko,