żeby mu fraka pożyczał do sali, bo tego nie miał i jako piętnem niewoli się nim brzydził.
Ogłosił tedy zaraz koncert wielki, który dał im czystego dochodu złotych czterdzieści. Drugi nieco liczniejszy, gdyż Janko tłukł fortepian bez litości, a Maks piłował wiolonczellę aż się skry sypały, zrobił sto kilkadziesiąt. Ktoś rzucił bukiet Maksowi, ale było silne podejrzenie, że on go sobie sam kupił i tę owacyę niezręcznie spreparował. Żyli z tych dwóchset złotych w miasteczku dwa tygodnie, zapraszani do wielu domów, ugaszczani, noszeni na rękach, ale się im w końcu sprzykrzyło, gdy Maks postrzegł, że się w nim nikt nie kocha, a Jankowi kładzenie fraka było nieznośne.
Zasłyszawszy o Ottonie, i nająwszy ostatkiem grosza furmankę, przyjechali wreszcie do Robowa.
Maks pewien był, że tu przynajmniéj przyjęty zostanie z zapałem, i uznał za słuszne przybrać minę zrażonego geniuszu, który lada chwila może świat pozbawić swych promieni; z goryczą i szyderstwem przedstawił się Ottonowi, na którym tyle tylko widomego zrobił wrażenia, że ramionami ruszył. Janko przyjechał w kożuszku, i w nim pozostał, grając rolę podrzędną.
Zbój choć grał na fortepianie, nie miał żadnéj do artyzmu i muzyki pretensyi. Ucho miał dobre ręce twarde, wprawy mało: znać było, że się bardzo zaniedbał, i choć miał talent, nie przypuszczał go w sobie, śmiejąc się sam z tych, co na koncertach brali go za coś.
W tym względzie był on przeciwnym Maksowi biegunem, który o sobie żywił pojęcie potężne. Zadziwił
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.
193
JASEŁKA.