Odeszli wreszcie.
Od téj chwili, choć z obawą, aby Otto nie śmiał się z niego, ukrywając myśl swoją, Maks powziął zamiar dostania się koniecznie do pałacu. Zrażało go nieco to, co słyszał o hrabi; ale gotów był na trochę upokorzenia nawet, byle do tego upragnionego pałacowego świata się dostać. Nie mówiąc nic Jankowi, ani gospodarzowi, pod pozorem rozmyślań i tęsknoty poetycznéj, wysuwał się ukradkiem na ścieżynkę do Zarubiniec wiodącą, i szukał zręczności nowego spotkania z paniami.
Los usłużył mu nad spodziewanie. Hrabina z córką codzień chodziła właśnie w tę stronę; bo droga wysadzana lipami między Zarubińcami a Robowem, które dawniéj stanowiły jeden majątek, była bardzo miłą przechadzką. Doszedłszy téj tajemnicy, Maks w kilka dni potém czatował już na panie.
Wiekuisty komedyant, wprzód sobie dobrze ułożył, jak się ma przed temi paniami pokazać. Wiedział, że na kobietach, istotach czułych i wraźliwych, nic nie robi większego wrażenia nad smutek i rozpacz; choć więc smutkiem się brzydził i na własny użytek wcale go nie miał, przybrał go jako strój pokaźny na to oczekiwane spotkanie. Zdało mu się, że i książka zwłaszcza francuzka, trzymana w ręku lub rzucona niedbale na ziemię, jeśliby siąść wypadło, wcale nie byłaby od rzeczy.
Strój jak najwykwintniejszy, ale z pewném zaniedbaniem ułożony, włosy nieco rozwiane, brew namarszczona, postawa teatralna, dawno w umyśle jego przygotowane były. Chciał koniecznie mocne uczynić wrażenie. Z góry nawet ułożył sobie słowa, jakie miał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.
206
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.