Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

208
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

począł przepraszać sam nie wiedząc za co — że śmiał... że mógł...
Nie było w tém sensu; ale hrabina, dobra kobieta, nie przypuszczająca nigdy udawania i komedyi, wzięła jego grzeczności, smutek, nieprzyzwoitość za dobrą monetę. Młodzian chmurny wzbudził w niéj litość: przeczuwała w nim nieszczęśliwą, od losu prześladowaną istotę.
Gdy więc Maks kołując zręcznie, począł przepraszać nie wiedzieć za co, hrabina nie pozbyła go się milczeniem, ale miłosiernie pozwoliła mu zawiązać rozmowę.
— Gdybym był wiedział, że pani hrabinie przerwę jéj, zapewne ulubioną, przechadzkę — dodał zaraz — nie ośmieliłbym się nigdy udać w tę stronę. Lecz — dodał śpiesząc zaraz popisać się z tém co wedle jego mniemania najskuteczniéj ująć mogło — lecz duszom zranionym jak moja, ludziom od losu prześladowanym, samotność jest potrzebą, natura jedyną pociechą...
Hrabina i Lola spojrzały nań ciekawie.
— To jabym go winna przeprosić — odpowiedziała Marya — żem mu tak drogą przerwała samotność; dla mnie ona nie jest tak konieczną.
— A! pani, my wydziedziczeni — chwytając rozmowę co żywiéj dodał Maks — my nieszczęśliwe dzieci, sieroty losu, mamyż prawo do jakiéj litości? My nie mamy do niczego prawa — nawet do powietrza, którém oddychamy.
Uśmiechnął się szydersko, boleśnie, a uśmiechu tego znał dobrze wagę, bo go wprzód we zwierciedle próbował ku temu celowi, i zamilkł idąc jakby mimowolnie z hrabiną.
— Pan nie jesteś z tych stron? spytała dobra kobieta zmuszona coś powiedzieć.