Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

209
JASEŁKA.

— Ja? nie; jestem tu zbłąkanym wędrowcem, w gościnie u przyjaciela. Chciałem wpośród téj ciszy wiejskiéj odpocząć po gwarze wielkiego świata, po zimnych tłumu oklaskach, po wszystkiém, co istnienie artysty czyni męczarnią.
— Pan jesteś artystą?
— Muzykiem? — podchwyciła Lola, która bardzo muzykę lubiła.
— Tak jest pani, szczycę się tém nazwaniem, które jest zarazem ciężarem i chlubą.
Chwila milczenia. Maks poprawił włosy i wydał westchnienie, które mu się zdawało na dobie, bo miało świadczyć o ciężkiém brzemieniu, jakie dźwigał na duszy. W jego przekonaniu oznaczało ono, jak wielkim ciężarem jest geniusz, a chciał wydać się geniuszem. Hrabina w prostocie ducha nie była wcale od tego, by go za geniusz poczytać, bo takim właśnie z książek wyobrażała sobie wielkiego artystę.
Niestety! książki bredzą, geniusz inaczéj wygląda. Jest prosty, chmurny, jest silny i wybucha nie dla tego, by uczynić wrażenie, ale mimowoli, gdy dotkną tego co dla niego jest święte, gdy drgnie w nim struna serdeczna. Tai się on z wielkością swoją, wstydzi tego, co ma najdroższego, lubi samotność, ale o niéj nie rozprawia, a gdy płacze, łzy swe kryje. Geniusz jest prawdą; nigdy rachubą i komedyą.
Maks był tylko fałszywą monetą artysty i genialnego człowieka; ale często połysk ją czyni od najprawdziwszéj piękniejszą na oko. I tu się może tak zdało na chwilę.
Maks potrafił zająć hrabinę; nie szczędził też ku temu środków. W miarę jak robił wrażenie i domyślał