Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

211
JASEŁKA.

choć to była godzina herbaty, pożegnała go grzecznie, dając do zrozumienia, że się tu rozstać muszą.
Z razu Maks był gniewny i wściekły, bo wyszafował cały swój arsenał napróżno, i nic, jak się zdawało, nie zrobił; ale spojrzawszy na odchodzące niewiasty, powiedział sobie, że się to na tém nie skończy, i wracając do Robowa osnuł sobie w ciągu drogi opis tego spotkania w taki sposób, by się niém mógł przechwalać przed Ottonem i Jankiem. Choć nierad w duszy, przybrał umyślnie największy entuzyazm dla hrabiny, humor człowieka uszczęśliwionego. Lola niecierpliwiła go swoim chłodem, bo mu żadnego nie okazała współczucia, ale i to wypadło całkiem wystawić inaczéj.
Zastał wszystkich w ganku; Janek im coś rozpowiadał o życiu na Ukrainie i stepach.
— E! bo to nie ma życia jak tam, mówił. Jak zajrzysz, świat stoi otworem, inne powietrze, inaczéj buja oko, pierś swobodniéj oddycha, a lud tak prosty i szczery, tak po starem u braterski! Kiedy wróg, to na zabój, i dłoni ci nie poda; kiedy druh, to w ogień i wodę — a tu!!
— Wstydźże się panie Janku! odparł Otto; a tuż u nas inaczéj? albo my ci to kłamiemy?
— A najprzód zowiesz mnie panem Janem, a jam wcale nie pan: Janko Zbój, sierota, dziecię mogił i stepu, proste chłopię. Na wyraz „pan,“ ciarki chodzą po mnie.
— A toż po bratersku? spytał Otto.
— Mylisz się: ja się nie wzdrygam na panów, ale się boję być panem.
Na te słowa nadszedł właśnie Maks zadumany, i padł na ławę w milczeniu.