Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

213
JASEŁKA.

— Jak to? tyś gadał z niemi? zawołał Janko zdziwiony.
— Ty wiesz — rzekł poważnie Maks — że natarczywy nie jestem, i niebardzo lubię nowe znajomości, unikam ich nawet. Spotkawszy je chciałem minąć, ale mnie same zatrzymały. Pomimo że to kąt głuchy, podobno imię moje nie było im obce; uważam to z hrabiny, która bardzo uprzejmie starała się mnie zbliżyć ku sobie. Zapraszano mnie nawet do pałacu, ale odmówiłem.
— Hrabina zapraszała cię do pałacu! przerwał Otto uśmiechając się — ona!
— Cóż dziwnego! nie zapominaj, że jestem artystą.
— Ona! co bez męża nie śmie do nikogo przemówić w salonie.
— Powiadam ci, że mnie usilnie zapraszano, gadaliśmy z godzinę, rzuciłem niektóre myśli mogące zrobić wrażenie... Lola, śliczna Lola, była zajęta bardzo; lubi snadź muzykę. Matka mogła to uczynić dla córki.
Otto zamilkł widząc jawnie, że to wierutne kłamstwo; Janko poczciwy za dobrą wziąwszy monetę, zadziwił się mocno.
— To jeszcze szczęście jakieś, że zaproszenia odmówiłeś, choć samą znajomością jużeś na siebie włożył nadaremne pęta.
Maks ruszył ramionami.
— Odmówiłem dziś — rzekł — byłem nieusposobiony, ale kiedyś może tam pojadę! zobaczę! dodał udając obojętnego. Przyznam się, że chcę ochłonąć po wrażeniu, jakie na mnie zrobił ten anioł, śliczna Lola. Przeczuwam miłość! boję się jéj! zarody rozpaczy i śmierci w niéj leżą!