cze z panem rozmówić się nie mógł. Obaj sobie kłamać musieli.
Coraz rzadziéj wzywany rządca, zdziwił się i poczuł, że musi być potrzeba pieniędzy, bo tylko w takich razach udawano się do niego. Westchnął, podumał, w głowę się poskrobał i poszedł wolnym krokiem.
Doświadczywszy już, że Żółtowski wcale się nie zna na mechanice i wynalazków jego cenić nie umie, hrabia nie przyjmował go nigdy w laboratoryum, co było osobliwą łaski oznaką, ale zawsze w swoim pokoju. I na ten raz przeszedł do sypialnego, gdy mu dano znać, że nań rządca czeka.
Staruszek stał milczący niedaleko drzwi.
— A! otoż dobrze, rzekł wchodząc poważnie hrabia: chciałem się widzieć z waćpanem... tylko, że zawsze wątpię czy się z sobą potrafimy porozumieć.
Żółtowski drżał, by od niego nie zażądano pieniędzy, ukłonił się milczący, i czekał. Z hrabią mniéj jeszcze mówił niż z innymi, tak się lękał związać i wygadać.
— Jest tam — rzekł hrabia — w Robowie jakiś nowy muzykus.
Stary spodziewający się zaczęcia z cale innéj beczki, stanął osłupiały.
— Muzyk? tam zawsze — rzekł — jest muzyk i muzyka.
— Ale wpan nie wiesz... ma to być człowiek pełen talentu; mówią, nieszczęśliwy, z wielkiéj familii... ukrywający się młodzieniec.
Żółtowski ruszył ramionami.
— Wpan nigdy nie wiesz tego co mi potrzeba: to jest, słyszę, człowiek bardzo godzien współczucia.
— A może być! rzekł Żółtowski wzdychając.
— Chciałbym go poznać. Wpan jesteś dobrze
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.
220
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.