Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

17
JASEŁKA.

— Ej! czy nie bieda jaka?
— Pan dziwnie zgadywać umiesz...
— A cóż? z ochoty nikt do mnie nie zawita.
Pan Eufrazy spuścił głowę i zaczął miąć w rękach czapkę i rękawiczki; zimny pot oblewał mu czoło; westchnął. Gospodarz przypatrywał mu się ciekawie; zdawał się odgadywać wewnętrzny jego niepokój i boleść, zimno je jakoś badając.
— To cała historya! westchnął nareszcie Porciakiewicz.
— Mów historyę całą, ja mam czas, posłucham.
— Pan hrabia, któremu Bóg dał tak znaczny majątek...
— Bóg zapewne, ale przytém praca i oszczędność, panie Eufrazy.
— Jedno przy drugiém, panie hrabio; ale pan dziś i nie pojmiesz może, i nie uwierzysz, jak drudzy żyją. A! ciężkie to życie ubogich!
— Nie trzeba być ubogim...
— A jeśli kto bogatym być nie może?
— To przesąd, panie Eufrazy; każdy może kto chce: trzeba tylko chcieć mocno pieniędzy, mocniéj niż czego innego, a będzie się je miało. Ale wy myślicie, że one przyjdą jak pieczone gołąbki: w tém błąd. Czekając, nie doczekasz się; potrzeba je zdobyć.
— Człek też, Bóg widzi, całe życie pracuje ciężko ale żona, dzieci...
— Kto chce pieniędzy, żeni się ze szkatułką, a ruble mu służą za dzieci.
— Jakże żyć samemu?
— W takim razie wolisz dzieci i żonę niż pieniądze.