— Ja? tobie? w pałacu? przed ludźmi? cofnął się Janko.
— A któż?
— Kto zechce; nie wiem... ale nie ja...
— Zobaczymy. Przeciężbyś nie życzył sobie, żeby dla śmiesznych twoich uprzedzeń koncert mi się rozchwiał, a jam był pozbawiony jedynego sposobu wydobycia się z téj fałszywéj pozycyi? Otoź to człowiek! dodał: gada, gada, a gdy przyjdzie najlżejszą ofiarę dla przyjaciela uczynić, dla próżnostki, dla dumy, dla fantazyi gotów poświęcić przyjaźń!
— Ale nie dla próżnostki! nie dla dumy! Dla tego, żem człek prosty, ale hardy, i upokorzeń pić za pieniądze nie będę, nie mogę, nie chcę! Wolno ci się kłaniać, aby tam jeść i brać co zechcesz, ale nie mnie, bo się tém brzydzę; a kto czyni to, czém się sam brzydzi, dla zysku, podły jest.
— Wszakbyś nie dla zysku to uczynił, bo ja ci z koncertu mogę ani grosza nie dać — ale dla przyjaźni.
— Cóż mi to za przyjaźń, która dla swojego zachcenia na krzyż przybija? to dowód serca?
Maks zamilkł na chwilę, ale widać było z jego filuternego uśmiechu, że znajdzie sposób przezwyciężenia wstrętu w Janku. Zbój odszedł zaraz chmurny i milczący.
— Mógłby ci towarzyszyć Martynko, żeby jego nie męczyć... poddał Otto.
— Ja do niego przywykłem, rzekł Maks zimno.
— To on się do ciebie zastosuje.
Maks nie chciał się przyznać do istotnego powodu, którym była nieudolność jego, dla Janka dająca się łacniéj wytłómaczyć i ukryć niż dla Martynka. Kiwnął tylko głową, szepcząc:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.
230
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.