— A możnaż o to pytać? przerwał szlachcic przestraszony prawie.
— No! to masz więc co wolisz! odparł ruszając ramionami hrabia, który tarł bolące nogi swoje.
— Po ojcu dostałem cząstkę w Zabłotowie, mówił daléj Porciakiewicz: dwóch chłopków, panie hrabio i trzy włoki gruntu, bo mi to obcięli z eksdywizyi. Byłbym się jakoś może wygrzebał, gdyby nie jedno po drugiém nieszczęście. Pierwszego roku grad, potém mi się stodoła ze zbożem spaliła, trzeciego lata wymokło, ludziska się pochorowali, przyszedł rekrut i spłat, podatki, a trzebać żyć i jeść, z żoną i ośmiorgiem dzieci...
— Ośmioro dzieci! chwytając się za czapeczkę, zawołał hrabia; ośmioro dzieci! a to kara boża!
Porciakiewicz osłupiał, załamał ręce i spojrzał mu w oczy przerażony.
— Panie hrabio, my to biedni błogosławieństwem bożém nazywamy...
— Malthusie, cóżbyś na to powiedział! uśmiechnął się gospodarz. Ale to dziwna, że dotąd jeszcze nie poumieraliście z głodu!
— Pracujemy wszyscy, odpowiedział uspakajając się Eufrazy. Ja sam nie wstydzę się chodzić za pługiem, żonisko robi w ogrodzie i około przędziwa, dzieci także pomagają, choć do starszych już potrzeba było wziąć człowieka, coby je choć czytać uczył. Dorosłszy pójdą służyć, kiedy ich Bóg nie stworzył do panowania. Ale w téj chwili — dodał — jestem w bardzo ciężkiém położeniu: tyle mnie wypadków nawiedziło, podatki zaległy, spłat, procent do kościoła, trochę i żydowskich dłużków... Już nie mogę wystarczyć, gło-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
18
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.