Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

236
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

wa, że mimo majątku, talii i perfum od Guerlain’a, nikt z nią jednak ożenić się nie myślał. Wzdychali niektórzy młodzi, ale przekonawszy się o zasadach Ameli, ustępowali powoli z placu, widząc, że choć chętnie wdawała się w lekkie początki romansów, nigdy nie upewniwszy się o intencyach, nie chciała posunąć się daléj nad dwuznaczne ściśnięcie ręki. Z razu wysoko patrzała półkownikowa, zdając się do tego mieć wszelkie prawo: chciała urodzenia, majątku, młodości, dowcipu, a nadewszystko miłości szalonéj, bo tego bażanta nigdy jeszcze nie kosztowała. Powoli jednak, po rozwadze, którą dały lata, poczęła z ceny spuszczać: darowała najprzód urodzenie jako istny zbytek, niezgadzający się już z pojęciami wieku; potém wyrzekła się w narzeczonym majątku wielkiego, bo sama dosyć miała na dwoje, a nawet na czworo; w ostatku dowcip i wychowanie poczęła uważać za nie tak konieczne jak z razu myślała... Zostało: byle młodość, byle serce, i rozumie się, byle miłość! Na tych ostatnich warunkach stanęła już mocno i szukała.
Ale młodość, miłość i serce nie tak się łatwo znajduje!
Domyślić się już łatwo z tego obrazku, że półkownikowa śpiewała dawniéj, ale od pewnego bolu gardła, w którym jéj doktor Szemere Węgier, plaster jakiś doradził, głos zupełnie straciła, że grała bardzo pięknie, dopóki w jeden palec nie ukłóła się śpilką; że zresztą lubiła dotąd muzykę passyami, literaturę namiętnie, że jéj ideałem był wielki artysta.
Zdawało się jéj, że miłość artysty, poety, musi to być przysmak rajski: o niéj marzyła jak o niedoścignioném szczęściu.