Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/243

Ta strona została uwierzytelniona.

237
JASEŁKA.

— Być żoną, być kochanką wielkiego człowieka!.. szeptała po cichu i po cichu wzdychała.
Nikt nie wiedział o tém jéj marzeniu; a jednak gdy Liszt przybył do Kamieńca, półkownikowa dla słyszenia i widzenia go zrobiła trzydzieści mil po okrutném błocie, i miała przyjemność z gorąca i uczucia zemdleć na jego koncercie, co jednak, przy znacznéj liczbie podobnych mdłości, nie zwróciło na nią oka.
Półkownikowa od dawna znajoma była hrabinie, ale jakoś z sobą nie sympatyzowały: hrabina była zbyt prosta i szczera, ta nazbyt egzaltowana, więc się zrozumieć nie mogły. Od niejakiego nawet czasu Amelia przestała bywać w Zarubińcach.
Lecz wieść o tajemniczym grajku, o olbrzymim koncercie, napełniła półkownikową strachem, żeby o niéj nie zapomniano; pojechała więc co prędzéj pierwsza do Zarubiniec po bilety na ów festiwal muzykalny. Mówię: bilety, gdyż półkownikowa wzięła ich kilka dla całego swojego dworu, krewnych i znajomych, figur niemych, które u niéj na drugim planie i tle obrazu występowały, strzegąc pilnie młodéj wdowy.
W Zarubińcach przyjęta grzecznie przez hrabinę, od gospodarza zaczerpnąwszy dziwnych wieści i domysłów o nieznanym artyście, powróciła do domu rozmarzona niezmiernie.
Hrabia, jak wszyscy, którzy coś niezwyczajnego sobie przedsiębiorą, dużo mówił o Maksie, przesadzał ogromnie, i coraz więcéj przydawał szczegółów o nim, biorąc je nie wiedzieć zkąd, tak, że w końcu z Fermera utworzył istotnie bohatera, w świetne, fantazyjne przybierając go barwy i wynosząc coraz wyżéj.