Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

240
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

tanik i miał projekt słuchać we drzwiach muzyki, ubrawszy się w szarą kapotę, którą tylko na Wielkanoc wdziewał, podpasaną czerwonym paskiem jeszcze z lat błogiéj przeszłości, zachowanym starannie. Na nogi też wdział nie owe zwykłe obcięte bóty-pantofle, ale własne obówie, w którem mu było równie pięknie jak niewygodnie.
Niebezpieczna to rzecz przyzwyczajać się do wszelkiego rodzaju obciętych pantofli.
Oświecenie wielkiego gmachu niemałe nasuwało trudności. Hrabia chciał koniecznie, aby i dziedziniec był illuminowany, co dopełniono pożyczając kilkuset lamp pogrzebowych od księdza proboszcza; ale z salonami nie tak sobie łatwo dać było radę, tu lichtarze kościelne służyć nie mogły. Pałac wyszedł z tradycyi i lichtarzów, a w kartofle i butelki oprawiać świec nie wypadało.
Do głównych sal znalazły się acz różnego kalibru, wzrostu i barwy świeczniki; ale gdy sieni i boczne pokoje kredencerz obliczył i porównał z siłami rozporządzalnemi lichtarzów, okazało się, że załoga na te przestrzenie była zupełnie niedostateczna. Wprawdzie do dalszych izb użyto mosiężnych, wielkiemi z papieru pokrywami osłonionych, ale do najodleglejszych musiano mizerne z drzewa ad hoc wytoczyć. Gdzieniegdzie zbyt rażące nagości, dekoracyą zieloną liści i gałęzi poubierano.
W istocie pałac po nocy, przy tém oświetleniu, wyglądał jak stara zalotnica na bal przystrojona: z daleka był ponętny, a nikt szanownym jego dziurom, tynkom opadłym, roztrzaskanym murom i zaciekłym plamom nie miał czasu przypatrywać się szczegółowie. I było wspaniale a pięknie w téj chwili; dopiero nazajutrz