Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/248

Ta strona została uwierzytelniona.

242
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

réj już kilka półimperyałów leżało. Mniéj pięciu rubli nikt się dać nie ośmielił, dawano jednak i więcéj.
Od przyjazdu półkownikowéj ciągle ktoś nowy przybywał, turkotało nieustannie, salon wypełniał się coraz wrzawliwszém towarzystwem, jak to na wsi bywa, w sukniach najrozmaitszego kroju i z twarzami różnoplemiennemi, ale wesołemi, ożywionemi, tchnącemi poczciwą szczerotą. Panie cisnęły się do hrabiny, która o ile możności sadzała je w pierwszym rzędzie, gdyż drugi już obiecywał z góry mieścić samych obrażonych, a trzeci i czwarty oppozycyę i malkontentów.
Wszystkich wszakże posadzić w pierwszym rzędzie było niepodobieństwem; hrabina z córką obrały sobie miejsca w ostatnim.
Na dziewiątą naznaczona była godzina rozpoczęcia koncertu; lecz zegar wybił ją, a w sali szumiało i wrzało jeszcze, i ciągle ktoś nowy od ganku przybywał.
W bocznym pokoju Maks z zimną krwią stroił wiolonczellę; Janek stał oparty o stół, nieprzytomny i blady.
Otto chodził po sali z rękami w kieszeniach.
Wielki artysta umyślił objawić się zgromadzeniu dopiero w chwili rozpoczęcia, wejść nagle przez otwarte na oścież podwoje, i zrobić piorunujące wrażenie. Zlany był wonnościami, huile antique, kolońską wódką, paczulą, chustkę zaś miał tak zawiązaną, że jeden jéj koniec gubił się za uchem, drugi na ramieniu się kołysał; odłożone rękawy fraka ukazywały z pod spodu rękawki koszuli białéj jak śnieg, spięte dwoma guzami bronzowemi wielkiego effektu.
Nie zapomniał także o dewizkach, o śpilce, ani o fularze olbrzymim, którym otrzeć miał uznojone czoło.