Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.

256
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Janka, i drzwiami od ogrodu wywiódł go z domu. Noc była ciemna. Ścieżka znajomą przedarli się przez gąszcze drzew owocowych i wybrali w pole. Opodal za łanem zboża była na skraju lasu pasieka, gdzie Otto, którego często najeżdżano, potrzebując czasem samotności, chronił się niekiedy na jaki dzień, aby być sam z sobą i myślami.
Miał tam dla siebie zbudowaną prostą chatę chłopską, ukrytą w drzewach, o któréj tylko miejscowi widzieli. Kawał dobry drogi dzielił ją od Robowa. Ku niéj to młodzi ludzie skierowali się żywo, słysząc już po za sobą turkot bryczek, które zarubiniecką drogą ku dworkowi pędziły. W istocie, stary Herman niecierpliwy z Żółtowskim i kilku ludźmi wpadali do Robowa właśnie, gdy Martynko z towarzyszem byli już na pół drogi do pasieki.
Otto namyśliwszy się, pogonił za nimi i przyłączył się także, drugą bryczką ich doścignąwszy; obawiał się bowiem, aby w jego domu nie stało się co, czegoby późniéj mógł żałować.
Razem prawie wszyscy weszli do domu, i rozbudzeni słudzy wybiegli naprzeciw nim; hrabia wrzał z niecierpliwości.
— Jakże się on teraz zowie? zapytał Żółtowskiego; bo nawet nie wiem o kogo pytać.
— Ani ja!
Zaspany stary sługa Ottona wysunął się z kredensu, przecierając oczy.
— Był tu kto? powrócił?
— A no! wrócił!
— Kto?
— On, gość: pan Janek...
— To on? zapytał hrabia Żółtowskiego.