Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

260
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Ale, panie, ja darmo zrobiłbym co można. Czegoż on jednak ucieka?
— Bo mnie się lęka, niewdzięczny! bo się boi własnego ojca! i poszedł na nędzę dobrowolnie, byleby nie być ze mną. Oddaj mi go, dam ci spokój i chleb na całe życie. Powiedz mu, że ja nic nie chcę, tylko go widzieć, tylko...
Martynkowi łzy stanęły w oczach, ale milczał.
— Tyś go znał? powtórzył hrabia.
— Znałem go, panie.
— Mówże mi o nim, jak on jest?
— A! panie, to ptak, co lubi tak swobodę, wodę zdrojową, powietrze wolne, sukmankę, że dla nich oddałby skarby świata. Dziś gdy przyszło, z pozwoleniem pana, posługując temu kuglarzowi, ubrać się we frak i pójść grać do pałacu, co on się biedaczysko nazżymał, namęczył, napłakał!
— A zrobił to przecię! zawołał hrabia, któremu oczy się iskrzyły.
— Musiał, dla przyjaciela.
— Poczciwe serce: nie prawdaż?
— Ale to serce złote, to dusza prosta i szczera, co obłudy nie zna i nie pojmuje.
— Jakże mu się działo? z czego on żył? pytał hrabia coraz natarczywiéj.
— Nie, o ja tegnie wiem... Służył podobno, był gdzieś koniuszym; teraz to i grosza nie miał, i znowu się w służbę wybierał
Hrabia wstał i począł przechadzać się żywo.
— Gdybyś ty za nim pogonił, rzekł po chwili: onby się ciebie nie zląkł, on ci wierzy... nie prawdaż?
— Być może.