— Jak to? myślisz, że zostać tu mogę? To historya nadto głośna, zwróciła na mnie oczy... niepodobna.
— Historyi żadnéj nikt nie wie; ty z nami możesz pozostać tak swobodny i spokojny jak w stepie. Czyż ci tu z nami nie lepiéj?
Janko się zadumał.
— Przecięż wszyscy wiedzą, domyślają się przynajmniéj kto jestem?
— Nikt, prócz mnie... Żółtowski może. Twój ojciec nie chcąc ciężyć nad tobą, jutro powraca do domu. Po cóż uciekać, gdy nikt nie ściga; gdyś nieraz mówił, że ci tu dobrze, żeś się do nas przywiązał; gdy wiesz, że Otto kocha cię jak dziecko własne, ja — jak brata, jeżeli taki biedak jak ja ma prawo kochać hrabiątko?
— O! dajże mi pokój! Ja tę skórę tygrysią, co do mnie ludziom przystąpić nie dawała, zrzuciłem już dawno: jam prosty chłopek, co chcesz, tylko nie hrabia. Ale przypuściwszy, że mnie nawet nie okują w kajdany fraka i rękawiczek, co ja tu będę robił?
— A co tam, dokąd lecisz? spytał Martynko.
— Pójdę konie ujeżdżać znowu.
— To i tu coś podobnego ci znajdziemy; a czyż nie pochlebiając sobie, Otto, a choćby ja, po koniach i bydle, nie byliśmy ci na co potrzebni?
— Ale ja się tu boję!
— Dziecko jesteś.
— Ty nie wiesz co klatka: jam w niéj mieszkał! Ale zawsze zostanę i spocznę, a potém zobaczymy.
Martynek coraz silniejszych dostawał dreszczów, więc się skończyła rozmowa, bo Janek postrzegł, jak się na nią zmagać musiał, i wyszedł przed chatę, czując, że mu w niéj było duszno jak w więzieniu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/284
Ta strona została uwierzytelniona.
278
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.