ny, Herman wszedłszy poczuł jakieś dreszcze w zatęchłém powietrzu pałacowém.
Okryto mu nogi, siadł w krześle, i z oczyma w ogień wlepionemi pozostał tak nieruchomy. Rumieńce coraz ustępowały bladości, wewnętrzne snadź jakieś męczyły go bole, bo kilka razy syknął. Paweł w rozpaczy, bezprzytomny prawie, pobiegł do dworku Żółtowskiego, w drodze nie rozpoznając drzew od ludzi, bo dwa razy do kasztana zagadał.
— A! panie mój miły — zawołał wpadając do izdebki — panu mojemu się coś stało, chory. Jakeście łaskawi, szléjcie po doktora! Okrutny strach mnie przejmuje. Mówiłem mu, żeby się nie włóczył; ale stary uparty pojechał po biedę, i ma. Nie wiem co mu takiego, ale chory, mocno chory; kiedy zatnie zęby a pobladnie i trzęsie się, ja wiem, że źle...
Żółtowski porwał się zaraz i pobiegł za Pawłem. Przyszedłszy, znaleźli Hermana jak go Siermięzki porzucił w krześle; ale mowę miał zmienioną, i zdawał się walczyć siłą woli z owładającą nim coraz gwałtowniéj chorobą.
Skinął na Pawła, żeby odszedł, i pochwycił za rękę Żółtowskiego.
— Proszę cię — rzekł z cicha — dowiedz mi się, co się tam z nim dzieje.
— Chory pan jesteś?
— Trochę... ale dowiedz mi się o niego. Miał Martynko go szukać... Niechaj mu powiedzą, żem chory i bardzo chory: może go to skłoni...
Nie dokończył, dając tylko znak Żółtowskiemu, który go dobrze zrozumiał.
— Poszlę po doktora...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.
292
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.