jak i ja; tyle będzie wiedział co ja lub mniéj jeszcze; tylko mnie znudzi w dodatku.
— O! Szemere nasz nienudny wcale — odparł Żółtowski, — przeciwnie aż nadto zabawny.
— Tém gorzéj, nie cierpię zabawnych. Dajcie mi z nim pokój.
Żółtowski pokiwał głową i odszedł.
Prawdą a Bogiem, Szemere już był w domu; chodziło o to tylko, jak go wprowadzić; nie wątpiono bowiem, że sobie z hrabią da radę, byle raz wszedł i usiadł.
Był to dziwnego rodzaju człowiek, już średniego wieku, z rodziców Węgrów u nas zrodzony, bardzo przywiązany do kraju, a stworzony na doktora. Pan Bóg obdarzył go niezmiernie brzydką, ospowatą fizyognomią, czarną i tak jakoś ulepioną, że na niéj jak na ciemnym papierze wyblakłego atramentu, żadnego wrażenia wyczytać nie było można. Oczka małe, nosek mały, usta niewyraźne, twarz miał dosyć otyłą i rozlaną; trochę włosów mało co od lica ogorzałego ciemniejszych kręciło się po łysinie; zresztą postawa pospolita była: ramiona szerokie, kształty zaokrąglone, ręce tłuste, nogi krótkie, przytém ubranie niepozorne, nie odznaczały wcale doktora Szemerego. Ale gdzie się pokazał, wyróżniał się w największym tłumie, bo jaśniał poczciwym wyrazem twarzy i wesołością, któréj zapas niewyczerpany z sobą nosił. Żartowano z niego, żartował on z drugich, a każdy mógł być pewien przystępując do niego, że się przy nim rozchmurzy. Wesołość ta nie była udaną wcale, pochodziła z temperamentu, z usposobienia, ze spokoju duszy. W wielkich razach chwilę popłakał, zakrywając się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.
296
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.