Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

299
JASEŁKA.

U drzwi hrabiego poprawił trochę włosów, obciągnął kamizelkę i wszedł na palcach za Żółtowskim, który go o kilka kroków uprzedził.
Herman jeszcze siedział w krześle naprzeciw komina.
— Otoż doktor gwałtem się uparł — rzekł Żółtowski nieśmiało.
Hrabia się podniósł.
— Ale do czego mi to?
— Do nóg upadam — odezwał się wsuwając pan Józef — sługa, służeczka... Dowiedziawszy się o chorym, darujesz hrabio, musiałem spełnić obowiązek. Przysięgamy na to, że leczyć będziemy, i volens nolens musisz uledz fakultetowi. Ale najprzód mam honor przypomnieć mu dziadka piernikowego, którym jestem. Ha! nie pamiętasz hrabio? na jednéj siedzieliśmy ławie... tylko ja na brzeżku.
— A! Józef Szemere! — zawołał Herman podnosząc nieco głowę — pamiętam... Ale po cożeś przyszedł mnie nudzić?
— Bo to mój obowiązek. Doktor nie może być zabawny; toby nawet szkodziło jego lekarstwom: skutek ich na znudzonym daleko silniejszy.
Hrabia rzucił głową z niecierpliwością, ale już Szemere ujął go silnie za rękę i pulsu się dobadywał.
Puls był gorączkowy i niespokojny. Puścił rękę.
— Jak pan jesteś zwykle? co cierpisz? jakie masz zdrowie?
— Dobre: daj mi pokój...
Szemere patrzał pilno.
— Ej! plica — rzekł — podagra, żółć... komplikacyj do licha... Coś uspakajającego... Co tam pan zwykle bierzesz?