Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

301
JASEŁKA.

i trzeźwił tabaką, mrucząc, rozcierając, otrząsając, aby utrzymać się przytomnym.
Było coś strasznego w téj postaci starca nieruchoméj, wyprostowanéj, siedzącéj w krześle z okiem w ogień wlepioném, czuwającéj i wstrząsającéj się na każdy ruch i szelest, oczekującéj i obawiającéj się czegoś, na któréj czole troska głębokie ryła skiby.
Obok ten chudy, maleńki, siedzący w kątku staruszek, niespokojny, ze łzą w oku, czatujący na skinienie, którego błyski ognia wyprowadzały z cieniów, a po chwili znowu ogarniała ciemność, dopełniał dziwnie obrazu. Cała tak noc minęła w milczeniu, a dla hrabiego w bezsenności; nic do ust nie wziął, o nic nie prosił, tylko gdy ogień dogasał, Paweł dorzucał głównię, zbliżając się na palcach, próbował zawiązać rozmowę i znowu cisza następowała a wśród niéj wyrywało się kilka słów bez związku z ust Hermana, i rozbudzały Pawła, który wzdychał i chrząkał.
— Życia już nie przerobić! Jest wina, ale dla czegoż za nią dziecię ma pokutować? Niechby on był ocalony, tylko on; niechby powrócił. Ale darmo, i to darmo, spełni się wszystko: on nie powróci...


Gdy się to dzieje w Zarubińcach, Martynko dowiedziawszy się o chorobie hrabiego, choć sam zmęczony febrą, po raz trzeci wybrał się do pasieki.
Znalazł znowu Janka przed chatą na przyzbie, bo w izbie duszno mu zawsze było, oddychającego wieczorném powietrzem w towarzystwie dwóch psów pa-