Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

307
JASEŁKA.

— Jest niebezpieczeństwo?
— Nie wiem, doktor nadrabia wesołością, ale w rzeczy zafrasowany, nie wie co począć. Hrabia Rajmund rozpacza, myśląc wcześnie o kłopocie, jaki mu zrobi Herman, jeśli nagle zamrze i dom zamąci.
— Zawsze egoista.
— Szemere powiada, że choroba tu rzecz dodatkowa, która przyszła z tego, że duch nie panuje ciału, równowagi utrzymać nie może. Jego zabija myśl o straconém dziecięciu.
— Chciałby je odzyskać, aby męczyć znowu?...
— Ale bo...
Żółtowski ukąsił się w język.
— Co tu mówić o tém czego nie znacie! W gruncie dusza poczciwa, ale dziecko kochał po swojemu.
— Wada wszystkich miłości, prócz kobiecéj... No! ale gdyby syna odzyskał, jak myślicie, coby robił? spytał Otto.
— Najprzód, niechybnieby ozdrowiał! odparł Żółtowski, patrząc mu w oczy i bojąc się za nadto powiedzieć.
Marzycki zamyślony począł chodzić po pokoju.
— Zaprowadź-no mnie do niego.
— Nikogo nie przyjmuje.
— Ale mnie przyjmie.
Żółtowski zawahał się, ale poszli razem.
W pałacu cicho było zawsze, teraz jak w grobie, u drzwi stał tylko Malczak w pantoflach, lecz skrył się zaraz, gdy przychodzących zobaczył.
W przedpokoju Hermana siedział Paweł i gderał pod nosem, ale popłakiwał razem, a chustką kraciastą ocierając łzy i tabakę razem, dziwnie sobie twarz po-