Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

311
JASEŁKA.

— Ma charakter i tego mi dosyć; oddaję mu sprawiedliwość, nie obawiaj się.
— Nie lękam się o dziś, boję o jutro...
— A! jutro nie nasze! westchnął Herman — jutro, mgły i ciemności. Powiedz mi najprzód gdzie on jest? co robi? wstrzymaliście go? przyjdzie tu?
— Najprzód rozmówmy się otwarcie... rzekł Otto. Wiem gdzie jest, ale ci tego, nie obwarowawszy się, nie powiem... Wstrzymaliśmy go, przyjść jednak nie chce czy nie może.
— Jeszcze się mnie boi?
Otto milczał.
— A więc pozwólcie, ja pójdę do niego, rzekł stary. Trzebać mi przecię dziecko odzyskać; potrzebuję go, chcę mieć, powinienem. Chodźmy!
I choć nogi pod nim drżały, stał z wlepionemi w Ottona oczyma, jakby go chciał wyrwać ztąd zaraz i za sobą Dociągnąć.
— Chodźmy, powtórzył.
Otto się nie poruszył.
— Pójdziemy — rzekł — ale wprzód musimy pomówić otwarcie i szczerze... Syn twój wie o tém, żeś go poznał, że chcesz go odzyskać; wie, żeś chory, a boi się jeszcze powrócić do ciebie. Nie wiem jak się z nim obchodziłeś, że stracił dla ciebie serce; ale ja nie chcę go wydać na nowe męki, które tobieby życie skróciły, jemu zatruły.
— Ale ja nic nie chcę, tylko go odzyskać! zawołał Herman. Więc i ty mnie masz za jakiegoś tyrana? Człowiecze! wierzysz temu?
— Widzę, słyszę i wierzyć muszę. Zaprowadzę cię do niego, ale pod jednym warunkiem... dodał Otto.