porwali go, ale już nieruchomego i ze łzą w oku kostniejącego im w dłoniach.
Przestrach niemy po chwili wesela objął ich tak nagle, tak rażąco, jakby cios, który starca dotknął, razem ich wszystkich zagarnął.
Zmieszani, potrwożeni, nie wiedzieli co począć z martwym na pół Hermanem na ręku, który miotał się częścią ciała niezdrętwiałą jeszcze, usiłując wyrwać się z objęcia śmierci, a ciężał już na nich trupem bezwładnym.
Juraś załamał ręce...
— Ja go utrzymam — krzyknął Otto — ty leć po konie! Nie traćmy chwili; do Zarubiniec co prędzéj, do doktora. Lub nie! siadaj na koń, biegniéj po niego, niech śpieszy przeciwko nam, na pół drogi. Jedno tylko krwi upuszczenie ratować może.
— Ale jakże mogę ojca opuścić? Nie wiem drogi! zawołał Juraś.
— Masz słuszność! straciłem głowę.... zawołał Otto. Ty go bierz, wieź... ja lecę!
Na krzyki bolesne o ratunek przywlókł się o kiju stary pasiecznik, chłopak jego i żona, a postrzegłszy na poły martwego starca, obstąpili go przelękli.
Juraś z przytomnością nawykłego do przygód człowieka, chłopaka posłał po konie, ojca złożył powoli na przyźbie, gdy chory rękami pół martwemi chwytał go i od siebie nie puszczał; sam urządzać zaczął nosze, które naprędce zrobiono z tapczana, i choć sam rozpłakany i przejęty, potrafił starca uspokoić słowy serdecznemi i troskliwością niezmordowaną.
Otto znikł. Z trzech koni od bryczki niedaleko stojącéj, pochwycił jednego, obciął sznury i oklep puścił się do Zarubiniec przez pola i wąwozy, bez drogi,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/328
Ta strona została uwierzytelniona.
322
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.