Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/335

Ta strona została uwierzytelniona.

329
JASEŁKA.

— Cóż myślisz począć z sobą?..
— Nie wiem. Życie przeszłe, i to, które mnie czeka, tak różne! dodał młody chłopiec. — Między niemi muszę rzucić most, coby je połączył, jakąś przestrzeń żalu, spoczynku, namysłu... sam nie wiem. Pojadę tam, gdzie żył ojciec, gdzie jeszcze żyje myśl jego; tam może znajdę jaką wskazówkę na przyszłość.
— Ale, dziecko moje, nie zakopujże się zbytnie, jak twój ojciec.
— Moja droga stryjenko, czyż i ty, co żyjesz tak samotnie, możesz mówić przeciwko osamotnieniu? Gdzież lepiéj, jeżeli nie w cichym kątku?
— Tak, ale moja samotność z córką, z mężem, to życie rodzinne, to nie zaparta cela mizantropa... a ty jesteś sam jeden.
— Już i ja mam rodzinę, rzekł Juraś wzdychając: stare sługi ojca, biednego Pawła... zresztą jeszcze nie wiem co pocznę.
Spojrzał na Lolę, która na podziw była milcząca jakoś i smutna. Wejrzenia ich, magnetyczną przyciągane siłą, co chwila się spotykały i mówiły sobie ową pieśń młodości, która się raz tylko śpiewa w życiu.
Aż nareszcie Lola porzuciła krosienka, odwróciła się, jakby zwyciężona, ku niemu, i zbliżyła powoli do matki, po cichu mieszając się półsłowami do rozmowy.
Potém hrabina umilkła, a oni zaczęli szeptać we dwoje, jak starzy znajomi. Wtém wśród tego gwarzenia smętny, ponury i sztywny wszedł sam hrabia Rajmund, po którego twarzy znać było, jak nierad musiał być gościowi, co mu jego zajęcia przerywał. Przywitał zimno synowca, westchnął i usiadł, patrząc roztargniony przez okno.
— Wpan się wybierasz? spytał po chwili.