Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.

331
JASEŁKA.

— Zostawmy to przyszłości, przerwała Marya: Juraś ma dobre serce, to go natchnie...
Lola zarumieniła się.
— Zapewne, jeśli rady nie żąda, musi czekać natchnienia... Życzę mu, żeby je znalazł w sercu...
To mówiąc, zwrócił się i podał rękę Jerzemu.
— Żegnam cię! rzekł zimniéj jeszcze: muszę śpieszyć do pracy; myśl mi przerywają próżne rozmowy, a mam w téj chwili przed sobą coś tak ważnego...
I skłoniwszy głowę, uszedł do pracowni, do któréj już zatęsknił. Jerzy nie wiedział odprawiony co począć z sobą. Zdawało mu się, że powinien zaraz odjechać; ale hrabina usiłowała z Lolą zatrzeć oznakami czułości i serdeczném obejściem wrażenie chłodnego przyjęcia, i Juraś ochłonął, powoli przychodząc do siebie. Rozmowa ożywiła się znów trochę.
Byłby może zaraz odjechał, gdyby nie wejrzenie Loli i urok, pod którym od pierwszego jéj widzenia się uczuł. Siła nieznana trzymała go przykutym: chciał się wyrwać i nie mógł; wstawał, niepokoił się i tęsknota jakaś zwracała go ku niéj od progu. Dziewczę zbliżało się też do niego coraz poufaléj, z uczuciem, które się im tłómaczyło przywiązaniem siostry i brata, choć już w zarodku wcale było inném, acz niemniéj czystém i świętém.
Przypomnieli sobie ów wieczór, kiedy się raz pierwszy spostrzegli; potém Juraś zaczął mówić o przeszłém swém życiu, o swobodnéj po świecie włóczędze, i o zamiarach w przyszłości.... Tak zbiegł czas do wieczoru, a hrabinie tak było dobrze z tém dwojgiem dzieci u jéj kolan szczebioczących po cichu harmonijnemi głosy, że gdy chłopak wstał nareszcie, by wynijść,