z kłamstwem tylko, niestety! bo prawdy nie mógł i nie śmiał mu powiedzieć. Nie kochał wcale półkownikowéj, ale rozpieszczony i zepsuty, szedł udając miłość, która go dławiła, dla powszedniego kawałka chleba, dla dostatku, który mu się uśmiechał, dla próżniactwa, które mu pachniało. Muzyka, którą uprawiał tylko dla tego, że z nią było mu dobrze na świecie, choć wcale nie miał zamiłowania, także się ubocznie przyczyniła do rzucenia go w te pęta; mógł się jéj bowiem raz na zawsze pozbyć w ten sposób.
Inaczéj wszakże i z właściwą sobie umiejętnością te rzeczy Jurasiowi wystawiał.
Wsparty na ręku, z dłonią w obfitych puklach włosów, zamyślony, począł od wybuchu westchnień.
— Otoż i zamknięta karyera! zawiązana przyszłość! zawołał tragicznie: marzenia moje sławy zabite może na zawsze! Trzeba było, bym ją ujrzał, pokochał, bym w niéj wzbudził to uczucie gwałtowne niechcący, mimowoli... uczucie, które na mnie wkłada święte obowiązki... Dzisiaj niewolnik, zmuszony jestem rdzewieć na wsi, drogi Jurasiu... zmuszony gnuśnieć wśród dostatku i pędzić dni wśród nudy.
— Ale ją kochasz? rzekł Juraś.
— Tak! kocham ją, i godna jest tego ta dusza niepoznana, to serce czułe aż do draźliwości, trwożliwe i czyste; ale obok niéj równą prawie miłością kocham sztukę!!!
— Któż ci ją broni uprawiać?
— Może samo szczęście, którego doznaję, denerwuje mnie i osłabia; a to zakopanie się na wsi...
— Będziesz miał łatwość podróży.
— Nie wiem czemu... póki dusza bolała — rzekł Maks siląc się na sentymenta — i muzyka z niéj jak
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.
355
JASEŁKA.