Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/365

Ta strona została uwierzytelniona.

359
JASEŁKA.

Tu Żółtowski gwałtownie ruszył ramionami i uciął.
— A mój mąż, żywo dokończyła kobieta: najzacniejszy z ludzi, znasz jego serce, ale może mieć tyle powodów, swój sposób pojmowania, pewne przekonania... ja nie wiem, przewidzieć trudno... On widocznie Jurasia nie lubi... ty mnie rozumiesz...
Żółtowski nic nie mówiąc, coraz niżéj spuszczał głowę.
— Bądź co bądź — rzekł — w żadnym razie taić tego nie można.
— A jeżeli...?
Spojrzeli sobie w oczy.
— Niech się dzieje wola boża. Któż wie, zresztą?...
Marya żywo wsunęła papier do szkatułki i usiadła ze łzami w oczach, zadumana.
— Wiesz co? rzekła: zapominałam dotąd; mogę powiedzieć, że nie pamiętam. Bóg mi to kłamstwo przebaczy. Obawiam się krzywdy tego dziecięcia. Jedź i pogadaj z prawnikami.
— Już to, tak dalece nie ma potrzeby, odezwał się Żółtowski. Rzecz jasna: nic nie pozostaje, tylko złożyć testament; to obowiązek.
Hrabina rozpłakała się i zakryła oczy.
— A! mój Boże, i mieć potém na sumieniu krzywdę ludzką!... Bo któż wie? któż wie?... A wszystko to z mojéj winy!
— Kto tam wie co on napisał! rzekł Żółtowski, choć sam skłopotany.
— Był zażalony, znękany; powtarzał mi, że nie ma dziecięcia: mógł go wydziedziczyć...
Na tę przykrą naradę wbiegła wesoła Lola; ale postrzegłszy matkę pomieszaną, Żółtowskiego zgryzionego, oboje nagle zamilkłych i pobladłych, natych-