miast wymknęła się pod jakimś pozorem, niespokojném okiem rzuciwszy tylko na matkę.
Żółtowski myślał długo, wzdychał, kręcił się, nareszcie po wahaniu przystąpił bliżéj i rzekł:
— Co obowiązek, to obowiązek... nie ma nikt prawa odrabiać co los zrobił. Bóg to zrządził w ten sposób jak Mu się podobało! Trzeba o testamencie oznajmić hrabiemu i złożyć go w urzędzie, a zarazem posłać do Jerzego, jemu o tém dając wiedzieć... To droga jedyna! Nie ma sposobu, nie ma sposobu...
Marya wciąż płakała, tuląc twarz w chustce i modląc się po cichu. Tak ją po chwili jeszcze przybiegłszy zastała Lola, usiłując uśmiechem, szczebiotaniem i pieszczotami pocieszyć, co jéj trudniéj przyszło niż kiedy, bo powodu tego bolu dowiedzieć się od matki nie mogła.
— Módlmy się, moje dziecko, odezwała się nareszcie całując ją w czoło hrabina: módlmy się, aby Bóg łaskaw serce twéj matki od wielkiego uwolnił ciężaru, aby biedną sierotę od przykrego losu zasłonił, aby tchnął w serca ludzkie sprawiedliwości uczucie.
— Ale cóż nam grozi? co się stało, kochana mamciu? przerwała Lola...
— Nic, nic jeszcze... dowiesz się o tem późniéj... a teraz obie Boga prośmy, abyśmy nie płakały całe życie jak w téj chwili płaczemy.
Hrabina, jak widzimy, nie śmiejąc się przyznać do tego, nie ufała mężowi; obawiała się trochę nieubłaganego uporu, a może wrażenia, jakie na nim uczynić mogły miliony nieboszczyka. Zdało jéj się, że cała wina przyszłości na jéj zapomnieniu ciężyć będzie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/366
Ta strona została uwierzytelniona.
360
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.