Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/369

Ta strona została uwierzytelniona.

363
JASEŁKA.

Spojrzała mu w oczy hrabina i zaczęła drżeć, spodziewając się wybuchu. Rajmund poruszył się bardzo.
— Testament! zrobił więc testament!
— Naówczas jeszcze o synu nie wiedział, był na niego mocno zagniewany...
— A teraz nie odebrał ci tego testamentu? zapytał żywo hrabia.
— Właśnie, wina w tém moja: żem jego wejrzeń i rozpaczliwych ruchów, gdy umierał, zrozumieć nie mogła; żem nie spytała go, czy chce, by się to spełniło. Zdaje się, że pragnął, widocznie domagał się odemnie zwrotu; alem ja tego naówczas nie umiała się domyślić, wszystko to za późno mi się przypomniało.
— I nie zwróciłaś go? tupiąc nogą o podłogę powtórzył hrabia.
— Jest dotąd u mnie.
— Jest dotąd! a ty mi nic nie mówisz!
— Wszakże dopiero teraz przypomniałam to sobie! Hrabina spuściła oczy; hrabia Rajmund poruszył się gwałtownie.
— Otoż to sprawa z kobietami! krzyknął stukając ręką o jakąś machinę. Rzeczy największéj wagi! los familii! Ale gdzież rozum, gdzie zastanowienie! Moja pani! to niepojęta rzecz, zapomnieć o testamencie!
— Mój drogi, nie gniewajże się: nic się przecię nie stało.
— Owszem! skutki mogły, mogą być okropne! Zatajenie! posądzenie nas o nieuczciwe skrycie woli zmarłego, który w naszym domu życie skończył! Zresztą, któż wie? skutki mogą być nieobrachowane... Gdzież jest ten testament?
— Sami go przecię otwierać nie mamy prawa.
— Ale go natychmiast potrzeba odesłać do sądu...