kując, aby się oznajmić, że stoi na zawołanie. Wszystkich ich Juraś grzeczném skinieniem odprawił.
Chwila przybycia do tego domu, uczucie, którém on go natchnął, były jakby spowiedzią z grzechu młodości. Tu dopiero uczuł, ile sieroctwa i smutku, ile godzin żalu zlał na głowę ojca; tu zrozumiał, ile był winien w obec Boga i ludzi, że się go wyrzekł, potępiwszy przed światem, skazując na wyrzuty i męczarnie. Stanęły mu przed oczyma dni spędzone przy tém ognisku, o których opowiadał Paweł — lata, które krokami powolnemi wydeptały ślady na posadzce — troski, które gryzły powoli więcéj zdrętwiałe niż zahartowane serce. Jasnowidzeniem odgadł wszystko, i zapłakał nad nim i nad sobą.
Jeśli w téj chwili z wysoka duch ojca spojrzał na niego, musiał mu resztę winy przebaczyć.
W milczeniu nieruchomém przesiedział Juraś noc całą; sen dopiero o brzasku skleił jego powieki... Gdy się obudził, ujrzał znowu chłopaka, który cichutko wszedłszy, obowiązku swojego rozniecania ognia o świcie, dopełniał. Tak bywało za starego pana, i zdało mu się, że młody też same upodobania i zwyczaje co ojciec mieć musi.
Tym razem i Lacyna, który nie dając się nikomu uprzedzić, od dawna czatował, stanął na zwykłém swém miejscu z rapportem, ofiarując wierne służby. Wstał bardzo rano...
— Czego pan chcesz? zapytał Juraś, pocierając ręką po czole.
— Po rozkazy, JW. panie, expresse; może co wypadnie polecić?
— Nie, kochany panie, róbcie coście zwykli; niech
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/382
Ta strona została uwierzytelniona.
376
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.