kowego wychowania gruntownego, któreby go na drogę wprowadziło i doradziło wybierać co złe a co dobre, Radwanowicz chwytał, pożerał, ale nie trawił.
W głowie jego powstała ztąd mieszanina najosobliwsza rzeczy i myśli, a skutkiem jakiéjś osobliwszéj operacyi mózgowéj, było dla niego zupełném niepodobieństwem trzymać się przy jedném jakiemkolwiek założeniu i wypowiedzieć myśl jakąś porządnie.
Zaczynał coś najprostszego, przechodził do rzeczy najniespodziewańszych, wpadał w coraz nowe, i kończył odskoczywszy o sto mil od przedmiotu; to go czyniło pociesznym niekiedy, czasem, gdy umyślnie bredził, dowcipnym nawet, ale do niczego niezdatnym. Niedorzeczność jego wielce zabawiała hrabiego, który go więcéj trzymał dla rozrywki niż do biblioteki. Na dole w kilku pokojach był znaczny zbiór książek, które Radwanowicz rozrzucał pod pozorem układania, wśród których sam jeden tylko mógł się znaleźć, i z powodu tych zajęć przybierał szumny tytuł bibliotekarza.
Próżniak znakomity, gaduła niewyczerpany, Radwanowicz gdyby nie ten przytułek, nigdzieby kawałka chleba może nie znalazł, bo do żadnéj roboty się nie zdał, a miał się za geniusz i żalił się, że niepoznany umiera, że dla tak głupiego świata pracować nie warto. Głowa bez rozwagi żadnéj, jak podniebienie żarłoka bez smaku, pożerał co napadł: złe, dobre, twarde i delikatne pakując bez różnicy, i ostatecznie po tém obżarstwie nic mu prócz niestrawności umysłowéj nie zostawało.
Ogromny ów kolos zaledwie się wcisnął do Lacyny dysząc i sapiąc, bo zawsze był zmęczony byle kilka kroków zrobił; siadł zaraz we drzwiach na krześle,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.
54
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.