godniéj i bezpieczniéj. Tegoż dnia opatrzono żółty koczyk, którego skóry wysmarowano tranem, bo się fartuch stwardniały nie zapinał, i na budzie pościągane było nakrycie; kowal wezwany podorabiał uronione szrubki, pozaszywano poduszki, z których włosy się wydobywały, i kompetentni utrzymywali, że powóz nietylko do Pińska, ale do Ameryki dojść może.
Miał jednak ów żółty koczyk tyle do przebycia grobel i nakotów, że to było niemałą zagadką. Furmani, kowal, stelmach, ekonom, długo tę kwestyę rozbierali, i pani Seredowiczowa stała pół godziny z oczyma wlepionemi w ressory. Wieczorem już dobyto tłomoki, ale okazało się razem tyle rzeczy potrzebnych do drogi, a przywyknienie do domu tak w wyborze ich Pawła trudnym czyniło, że postanowiono oprócz koczyka wziąć wóz na pakunki, i stary Paweł miał się na nim zabrać.
Nie będziemy opisywali wyjazdu, który miał w sobie coś uroczystego, ani wyboru, który po prostu był śmieszny, bo Paweł po trosze chciał cały dom zabierać. Godzina wyruszenia oznaczona była na ósmą, od siódmej zaś gromady ludzi stały w dziedzińcu, i wszystko co żyło wezwane do pakowania, utrudniało ostateczną robotę, gdyż coraz z nowéj porady, wyjmowano i na nowo kładziono manatki. Każdy starał się przypomnieć coś niezbędnego: butelki ze śmietanką, z kawą, z octem, z musztardą, słoik z chrzanem, wędliny, faskę bigosu, wszystko to pochłonęła furka, na któréj jeszcze Paweł jechać się wybierał, bo nic nie było w stanie przekonać go, by pozostał.
A gdy przyszło siadać do starego koczyka, zaprzężonego czterema staremi także szkapami gniademi, o których równie powątpiewano, czy dojdą do Pińska,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
64
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.