kogo? nic mnie nie powiedziawszy! Umyślnie tak, żebym ja nie wiedział!
Gdy Siermięzki utyskuje tak i w prawo a w lewo rzuca niespokojnym wzrokiem w ulicę, pan jego wymknąwszy się z Żydkiem przewodnikiem, pociągnął do domu panny Izabelli Moroszówny.
Z jakiém uczuciem, nie wiem; nie znać nic było na twarzy, prócz surowego wyrazu silnéj woli.
Dom panny Izabelli, choć bardzo porządny i jeden z niewielkiéj liczby murowanych w Pińsku, stał w uliczce ustronnéj, wśród lichych kletek, budek i straganów, nieopodal od brzegu. Jedną nawet stroną wychodził na mały placyk, na którym wyładowywano towary, gdzie leżały stosy beczek smoły, worów zboża, a rano przybyli pławiczkami kobiety i mężczyźni, zasiadali z drobnemi wiejskiemi zapasami, żywiącemi miasteczko. Z okien jego widać było w jedną stronę ten ryneczek niemalowniczy, w całym nieładzie żywota powszedniego, który nawet na niedziele i święta przystrajać się nie myślał; z drugiéj po za lichemi daszkami bud otaczających, sterczały maszty berlinek jak las drzew wypalonych i wyschłych; w dali po za niemi wielka płaszczyzna wód, trzcin i zarośli, ciągnęła się gdzieś w nieskończoność.
Dom choć porządny, nie odznaczał się niczém. Dół był najęty na sklepiki; osobne obok nich wnijście prowadziło na piętro zajmowane przez pannę Moroszównę. Po staremu nie było tu ani dzwonka, ani sługi; wschody stały otworem aż do drzwi mieszkania, zamkniętych na rygiel ze środka. Było już około południa, gdy Herman wsunął się wskazaną sobie drogą i zapukał do drzwi na górze. Po chwili ukazała się głowa sta-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.
68
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.