niesionych, nic nie było: ani wazonika, a ni firanki. Kije tylko opylone w górze świadczyły, że kiedyś może wisiały tam jakieś zasłony. Trochę mebli czarnym włosieniem pokrytych, stół nieprzypadający do nich; na ścianie dwa portrety: mecenasa ubranego po francuzku z fryzurą, i pani w stroju bardzo wyszukanym, wiszące krzywo i niedbale; etażerka z kilku filiżankami, — nic więcéj.
Do drugiego pokoju drzwi były nawpół otwarte, ale tam w ciemnéj głębinie nic nie dostrzegało oko. Sługa nakładając surdut, powlókł się przez pokoje, a pan Herman sam pozostał rozpatrując się niespokojnie. Uderzyło go to przykre opuszczenie, zaniedbanie, pustki w mieszkaniu kobiety, któréj już widocznie nie obchodziło, na jakiém tle miała się ludziom i światu ukazać.
Był rodzaj rozpaczy i zastygnienia w tém zapyloném mieszkaniu, którego ręka troskliwa nie tknęła od dawna.
Długa chwila upłynęła w tém smutném rozpatrywaniu gołych ścian i pokrzywionéj posadzki, która dawno nie była wycierana i przybrała matową barwę pyłu. Z dalszych pokojów żaden głos i szelest nie dochodził; oczekiwanie było przykre i nużące; p. Herman nie usiadł nawet.
Służący długo nie powracał. Cisza ogarnęła mieszkanie, przerywana tylko wołaniem wieśniaków z ulicy i przeciągłemi krzyki, które przykro ucho draźniły.
Po chwili przesunęła się niemłoda już służąca, obojętnie przemykając się przez salonik. Rzuciła tylko okiem na gościa napozór roztargnioném i obojętném, i znikła w drugich drzwiach, nie zwracając na niego uwagi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.
70
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.