Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

77
JASEŁKA.

— Słuchaj mnie pani! rzekł powolnie Herman namyślając się: mnie nic przekonać nie potrafi, że nie wiesz o mojém dziecku, żeś ty mi go nie wydarła; ale cię proszę, ale cię błagam, oddaj mi je! Przychodzę po długich latach męki oddać ci wszystko co mam: mienie, imię, wolę nawet; zostań żoną moją i matką tego dziecięcia!
Zimny śmiech szyderski przerwał mowę hrabiemu, który stanął osłupiały.
— A! doprawdy hrabio! nie spodziewałam się, byś do tego stopnia śmieszności posunął się na starość. Po cóż mi twoje mienie? jam bogata i nic nie potrzebuję. Myślisz, że imienia pragnę: co znaczy to imię? — ruinę! W tobie starcu, kalece schorzałym, nawet wspomnieniabym przeszłości znaleźć nie mogła. Ta ofiara, to ostatnie szyderstwo!
Hrabia stał wryty ciągle, ale wzrok mu się zapalał.
— Głupim! rzekł jakby do siebie: tyś już nie kobieta, ale harpia bez serca, panno Moroszówno! istota żyjąca zemstą, jak szakale trupami! Głupim, żem chciał przemówić do serca, gdzie go nie ma, do kobiety, gdy jéj już w tobie ani śladu... Mówże, czego chcesz?
— Byś mnie WPan od napaści uwolnił.
— To ostatnie twe słowo?
— Pierwsze i ostatnie.
Nie odszedł jednak.
— Byćże to może, żebyś i ty nie miała litości nademną? rzekł po chwili.
— Litości! mylisz się WPan! Lituję się nad nim i bardzo, czuję i wiem, że cierpisz; ale nie w moich ręku na to lekarstwo.
Na chwilę głos jéj zadrżał jakoś łzawo.