wrocie swojego syna, ładnego chłopca, którego wprzódy nie było, a potém mu się nie wiedzieć zkąd wziął.
— Dla czegożby na tę myśl nikt nie trafił? spytał hrabia.
— Dla tego JWPanie, że na myśl słuszną nigdy ludzie nie trafiają, aż dopiero na ostatku, gdy wprzód najniedorzeczniejszych wypróbują... To tak jak gdy kto omackiem otwiera zamek: wprzódy wymaca caluteńką szufladkę, póki nie trafi na otwór.
— A cóż się stało z Azulewiczami? zapytał hrabia.
Ale Mąkiewicz nie był w stanie odpowiedzieć, gdyż skorzystawszy z chwili roztargnienia, poszedł do wódki i nalał trzeci kieliszek. Spotkawszy wejrzenie hrabiego, nieco się zarumienił.
— Wzruszenie, jakiego doznaję, tę bolesną opowiadając historyę — rzekł — zmusza mnie do podtrzymywania starganych sił moich na usłudze krajowéj. Ale tylko odwilżyłem usta, słowo daję; nigdy kłamstwem się nie zmazałem. Jan Piotr Mąkiewicz... wszyscy to wiedzą.
— Ale cóż się stało z Azulewiczami? powtórzył hrabia natarczywie.
— Azulewicz ciężko został dotknięty stratą syna, którego nad życie kochał, odpowiedział Mąkiewicz. Po śmierci jego, gdy go już nic w kraju nie trzymało, jedni mówią, że się wyniósł do Waki, gdzie miał włókę i chatę; drudzy, że pojechał umierać do Krymu, inni, że się udał do Mekki, gdzie oni wszyscy jeżdżą z okoliczności jakiegoś czarnego kamienia wiszącego w powietrzu, o czém dawniéj czytałem, póki człowiek był ciekawy, ale dobrze nie pamiętam.
— A gdzieżby się o nim dowiedzieć można?
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
92
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.