Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

94
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

wisku, które go nęciło samą swą niespodzianą obojętnością.
— Powiedzże mi pan, jeśli o to spytać wolno, odezwała się w końcu Aneta: jakie są jego na przyszłość projekta?
— Będę na wsi gospodarzył.
— A! to nie zabawne! zawołała śmiejąc się; z tymi chłopami, z tą rolą, a w dodatku kłóć się jeszcze z chmurami, z wiatrami, z deszczem, jak czasem papa w czasie żniwa stoi w oknie i fladze pięść pokazuje...
— Ja mam więcéj cierpliwości.
— I ręczę, że pan marzysz sielankę?
— Nie. Tak blizko dotknąłem się rzeczywistości, że nie zdołam pisać eklog, a Wirgiliuszowskie bardzo mi się zawsze wydawały nudne... pastusi Sabiny inaczéj bawić się musieli...
— Jednak to coś będzie nakształt sielanki...
— Nie! konie, myśliwstwo, życie napół rycerskie, napół rolnicze, jak za dawnych czasów.
— Ale to coś dzikiego.
— I ja jestem trochę dziki. Myślę nawet, że trochę dzikościby nam nie zawadziło.
Aneta popatrzała nań ciekawie.
— Wszakże cywilizacya zależy na tém, aby tę pierwotną szorstkość zetrzeć z siebie?
— Szorstkość zewnętrzna to nic, ale wewnętrzna siła pozostać i wzrosnąć powinna. Zaczyna się od pierwszéj, a potem i drugiéj się wyrzeka.
— Pan masz bardzo dziwne pojęcia! rzekła Aneta.
— Tak mnie Bóg stworzył.
— Mówiono nam, żeś pan odrzucił co mu stryj ofiarował, nawet znaczną bardzo majętność?