Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

102
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— No! toś już przepadł! rzekł odchodząc.
Jerzy się zamyślił. Aneta widząc go samym, błądziła po salonie tak zręcznie, że się nareszcie zbliżyła ku niemu. Ale jakże odmienna! Nie myślała o warkoczu, o rączce, o nóżce i ramionach; myślała o nim tylko, chciała się poprawić, chciała nie ciałem, ale duszą podnieść się do ideału. Ta nagle rozpłomieniona miłość dźwigała ją wysoko, a na czole jaśniała jak płomień geniuszu. Teraz w istocie była majestatycznie piękna, a uczucie tryskające z niéj, tak ją przeistaczało, że Jerzy był uderzony na nowo pięknością Anety, jakby ją ujrzał raz pierwszy.
— Nie znajdujesz pan jak ja, rzekła do niego: że wesele każde jest czegoś smutne? Nie prawdaż, że z tym dniem uroczystym przysięgi, należałoby się ukryć od oczu i obchodzić go postem i modlitwą?
— I ja nie widzę w tém nic wesołego, nic nadewszystko miłego dla nowożeńców w popisywaniu się szczęściem, które w téj chwili tak jest jeszcze niepewne.
— Przysięga! na wieki! do grobu! a! to straszna rzecz dla tych, co zimno ją sobie składają z rachuby, odezwała się Aneta.
— Miałażbyś pani posądzać kogo?
— Ja? zawołała Aneta: ale nie! Amelia kocha jak ośmnastoletnia dzieweczka, on jak dwudziestoletni artysta, który nie miał rodziny i dachu.
Przeszli parę razy po pokoju z sobą, i Aneta spytała go znowu, ale innym głosem i ze wzruszeniem widoczném:
— Wszak nas pan odwiedzisz? Śmiéj się pan ze mnie, jeśli chcesz, ale dwa razy go tylko widząc,