Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.2.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

103
JASEŁKA.

czuję się jakby starą znajomą, któréj potrzebą stał się widok téj twarzy i dźwięk tego głosu. Może zanadto mówię, ale chcę być szczerą.
— O, dziękuję pani, zawołał Jerzy: taką tylko pojmuję kobietę, szczerą, prostą, mówiącą co myśli, i właśnie dla tego, że mi to pani mówisz, ja pewnie więcéj w tém nie będę szukał, nad to, co znaczy słowo; a dowód jéj dobroci i współczucia dla sieroty głęboko mnie porusza...
— Przyjedź pan! przyjedź! dodała cichszym głosem.
Ale wtém papa nadszedł oznajmując, że konie czekają, i niosąc mantylki, które ze szczególną gracyą umiał, udrapowane na lewéj ręce, z miejsca na miejsce przenosić.
— Kochana Anetko — rzekł — jedziemy. A pana dobrodzieja czekać będziemy i wyglądać w Koniuszynie.
— Dziękuję państwu za ich dobroć...
Otto brał także za kapelusz, ale Maks wstrzymał go z gorączkowym niepokojem.
— Chwilkę tylko: musicie ze mną wypić kielich rozstania z kawalerskiém życiem, którego wrota już się niepowrotnie zamknęły za mną. Czuję, jakby Orfeusz wstępujący do... do tego co się dziś nie mówi... okrutny trzask ich zamka i pisk niesmarowanych wrzeciądzów.
Pani półkownikowa tak była szczęśliwa, że się chętnie zgodziła na jeden jeszcze kielich, choć Maks już kilka zbytecznych miał na sumieniu. Przyniesiono puhar dorodny, napełniono, i odjeżdżający musieli wychylić z kolei. Ale toast ten officyalnie zwał się życzeniem szczęścia dla małżonków, nie zaś owym pożegnalnym Maksa wiwatem. I pito go przyklękając, a Amelia się rozpłakała, rzucając się na szyję Maksowi,